Prawie dekadę temu zdawałam państwowy egzamin z kosmetyki. Nie pracuje w zawodzie, daleko mi do prawdziwych ekspertów, szkoła kosmetyczna była uzupełnieniem mojego hobby, zaspokojeniem babskiej ciekawości. Jednak do dziś śledzę nowinki dotyczące pielęgnacji skóry i im dłużej to robię, tym mniej stosuję kosmetyków, a więcej naturalnej pielęgnacji. Zdrowa skóra wymaga czegoś więcej, niż kosmetyków - wypracowania codziennych nawyków, co wcale nie jest łatwe. Oczywiście o wiele prościej jest uwierzyć w obietnicę „super odmładzającego” kremu, niż zadbać o właściwą ilość snu, wypijanej wody, potrzebną i niezbędną dawkę ruchu, ciepły, nieprzetworzony posiłek, czy ograniczyć używki.
Tak jak wspomniałam, to nie jest łatwe i na pewno jest to długi proces. Osobiście udało mi się bardzo ograniczyć ilość kupowanych kosmetyków. Matko, ile ja tego wyrzucałam po upływie terminu przydatności (wstyd się przyznać), a ile wcierałam chemii - strach się bać! Obecnie moje kosmetyki, w tym kolorowe, mogę policzyć na palcach jednej ręki, no dobra - dwóch. W zamian za to w moim życiu zagościły rytuały szczotkowania skóry na sucho szczotką z naturalnego włosia, czy wieczorny rytuał szczotkowania włosów oraz - od czasu do czasu - dla relaksu przygotuję w swoim „domowym SPA” prostą maskę do włosów, kawowy piling do ciała (mój ulubiony) czy ziołowy tonik.
Zachęcam do przejrzenia swoich kosmetyczek, przewietrzenia łazienkowych półek z kosmetykami. Na początek proponuję szybką selekcję według stosowanych składników w kosmetykach, wyeliminować te, które według wielu kosmetologów źle działają na skórę:
Wszechobecne SLS-Y (SLS - Sodium Lauryl Sulfate) lub SLES ( Sodium Laureth Sulfate)
Dzięki ich właściwościom pianotwórczym, myjącym, emulgującym łatwo spłukać z powierzchni skóry lub włosów brud, ale jednocześnie udowodnione jest ich działanie drażniące na skórę i oczy. To składniki, które powinny mieć bardzo krótki kontakt z ciałem, tymczasem znajdziemy je dosłownie wszędzie – żelach pod prysznic, pastach do zębów, mydłach, szamponach, produktach do higieny intymnej, pilingach, maseczkach, płynach do kąpieli, produktach do golenia, a nawet kremach.
Efekt – osłabiona, naturalna bariera ochronna skóry i rozwijające się skórne dolegliwości. Substancje dodawane do kosmetyków z tej grupy to między innymi: TEA Lauryl Sulfate, Magnesium Lauryl Sulfate, Sodium Myreth Sulfate.
Prawdziwa zmora - Parabeny (estry kwasów PHB)
W wielkim skrócie są to konserwanty odpowiedzialne w kosmetykach za hamowanie rozwoju grzybów (pleśni). Jak je rozpoznawać w INCI? Właściwie wszystko to, co ma w nazwie jakiś człon „paraben” możesz śmiało zakwalifikować do tej grupy np. Propylparaben, Calcium Paraben, Sodium Butylparaben. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale żywność też jest często konserwowana parabenami i to w większych stężeniach niż w kosmetykach. Niektóre badania sugerują, że parabeny mają działanie estrogenne i mogą zaburzać proces dojrzewania płciowego, jak również rozszerzają naczynia krwionośne. Jeśli masz tendencje do alergii, atopii, zmagasz się z trądzikiem różowatym w tym momencie wszystko co z parabenami powinno wylądować w koszu. Na nasze nieszczęście, ta grupa związków bardzo łatwo przenika przez skórę do organizmu zwłaszcza w okolicy pachwin, szyi, pach, narządów płciowych.
A teraz małe ćwiczenie – idź do łazienki i sprawdź swój krem do biustu, antyperspirant, żel, piankę do mycia buzi, płyn do płukania ust, balsam, kosmetyki do pielęgnacji dzieci, cokolwiek. Na 99% znajdziesz tam parabeny lub inne, wyjątkowo szkodliwe konserwanty nie będące parabenami np. Sodium Benzoate, Methylisothhiazolinone Triethanolamine (TEA), Imidazolidinyl Urea, Quaternium -15.
Ostatnio spędziłam czas w sieciowej drogerii i przeglądałam tylko składy tzw. kosmetyków naturalnych….hmm z naturą niestety nie miały zbyt wiele wspólnego. W marce uchodzącej obecnie za super zdrową i naturalną (mają również produkty dla dzieci) w składzie oprócz dobrego konserwantu Salicylic Acid znajduję tuż obok szkodliwy Sodium Benzoate – szczerze nie rozumiem intencji producenta. Niewiedza?
Parafiny i oleje mineralne – prawdziwe zapychacze
Nasza skóra tworzy naturalną barierę ochronną - płaszcz hydrolipidowy, który chroni skórę przed utratą wody oraz działaniem czynników atmosferycznych. Na pewno w Twoich kosmetykach znajdziesz również parafiny i oleje mineralne – które co do zasady mają działać podobnie, jak nasza naturalna bariera. Tymczasem ta grupa syntetycznych składników, tworzy na skórze nieprzepuszczalny, syntetyczny film zaburzający naturalne procesy skórne. Efekt - przesuszenie, zaskórniki (parafina i oleje mineralne utrudniają swobodne wydalanie sebum przez skórę), a przy dłuższym stosowaniu przyspieszenie starzenia się skóry. Unikaj takich składników: Mineral Oil, Cera Microcristallina, wazelina (Petrolatum), olej parafinowy (Paraffinum Liquidu).
Nie sposób zapamiętać całej listy składników (INCI) dodawanych do kosmetyków, znacznie prościej wprowadzić ograniczenie ilości i skupić się na jakości. Powiedzenie - im krótszy skład, tym lepszy kosmetyk -uważam za prawdziwe. W internecie jest całe mnóstwo dobrych przepisów na domowe kosmetyki oraz kilka godnych polecenia blogów biotechnolożek, farmaceutek specjalizujących się w tworzeniu naturalnych, zdrowych kosmetyków. Moje ostatnie odkrycie to Pani Ewa z Soap Deli, której dziękuję za wspaniałe, dobrej jakości mydła, olejki, hydrolaty i inne cuda. Na marginesie, część z oferowanych produktów można śmiało stosować u najmłodszych dzieci np. olej ze słodkich migdałów do pielęgnacji główki w początkach ciemieniuchy. Z całą pewnością kilka wybranych produktów z oferty Soap Deli znajdziecie wkrótce w ofercie sklepu w zestawach ze szczotkami.
Justyna